Gdy potrzebuję sukcesu, spełniam marzenia

Rozmawiamy z Iwoną Wujastyk, dyrektorem Mazowieckiego Teatru Muzycznego im. Jana Kiepury, kierującą instytucją od 9 lat, laureatką nagrody „Lider Kultury 2019”, przyznanej przez Instytut Muzyki i Tańca, zaliczoną do grona „100 Wpływowych Kobiet Mazowsza” w plebiscycie Grupy Polska Press.

Jakie były początki Mazowieckiego Teatru Muzycznego, gdy powstał 20 lat temu?

Gdy rozpoczął działalność Mazowiecki Teatr Muzyczny Operetka im. Jana Kiepury – bo taka była początkowo nasza nazwa ­– operetka jako gatunek dramatyczno-muzyczny była prawie nieobecna na warszawskich scenach. Spektakle operetkowe prezentowane dotąd regularnie w Teatrze Roma, zniknęły po zmianie profilu programowego tej instytucji.

A może operetka już nie była potrzebna?

Publiczność tak nie uważała. Oczywiście z jednej strony pragnęła doświadczać amerykańskiego musicalu niczym na Broadwayu, ale nie porzuciła przy tym tak definitywnie sympatii do naszej europejskiej operetki. Podam przykład: na przygotowanym w grudniu 2003 r., przez Danutę Renz i Związek Artystów Scen Polskich koncercie charytatywnym „Operetki Czar” w reżyserii Wojciecha Adamczyka (dochód przeznaczono dla rezydentów Domu Artystów Weteranów Scen Polskich w Skolimowie), była pełna sala, która owacjami na stojąco potwierdziła kunszt artystów nieistniejącej wówczas od ponad 10-lat Operetki Warszawskiej. Był to wielki sukces artystyczny, który przekonał obecnych na sali przedstawicieli Sejmiku Województwa Mazowieckiego do powołania, niespełna półtora roku później, Mazowieckiego Teatru Muzycznego. Okazano w ten sposób zrozumienie nie tylko dla artystów operetkowych, ale przede wszystkim dla widzów – miłośników operetki i zaufano nowemu zespołowi.

Od czego zaczynaliście?

Nie mieliśmy własnej sceny i stałego zespołu artystycznego. Był natomiast wielki zapał pracowników i entuzjazm Włodzimierza Izbana – śpiewaka, pomysłodawcy i pierwszego dyrektora teatru. Teatr działał w wynajętych przestrzeniach, jako scena impresaryjna, często w podróży. Pierwsze spektakle grano w Teatrze Polskim, Sali Kongresowej, Muzeum Niepodległości i w różnych miejscach na Mazowszu. Korzystanie z wynajętych scen było kosztowne i uciążliwe, bo cały sprzęt i dekoracje trzeba było pakować i zawozić, a potem wszystko powtarzać w odwrotnej kolejności. Poza tym trudno byłoby powiedzieć, że teatr zapraszał widzów „do siebie”. Raczej na spotkania „ze sobą”. Mimo tych przeszkód wystawiono wówczas   „Zemstę nietoperza”, „Wesołą wdówkę”, „Księżniczkę czardasza” czy „Edith i Marlene”, udowadniając, że tak młodziutki teatr potrafi fantastycznie zaprezentować już nie najmłodszy gatunek jakim jest operetka, a przy tym zachwycić nią co raz to nowszą publikę. Na początku naszej działalności pojawiły się też dwa ważne wydarzenia: Koncert Noworoczny i Teatralne Nagrody Muzyczne im. Jana Kiepury. Teraz są to projekty o zasięgu ogólnopolskim, które uważam za jedne z filarów działalności.

Jak znaleźliście stałą scenę?

Przypadkiem – jak często w życiu bywa. Szukając miejsca na kiosk biletowy – odkryłam potencjał w starym kinie. Wówczas już kierowałam Mazowieckim Teatrem Muzycznym, graliśmy w Palladium, na Bielańskiej Scenie Kameralnej i co chwila w innym mieście lub miasteczku na Mazowszu. Potrzebowaliśmy stałego punktu sprzedaży biletów. Gdy usłyszałam o wycofaniu się ówczesnego operatora kina, przyszłam na ulicę Jagiellońską, żeby obejrzeć hall kasowy Kina Praha, a przy przy okazji zwiedziłam cały obiekt i… wtedy, wiosną 2019 r. oczami wyobraźni zobaczyłam w nim naszą scenę. A później wszystko potoczyło się jak w kalejdoskopie: wygraliśmy konkurs na wynajęcie tego obiektu i w już na początku czerwca, trzy dni po podpisaniu umowy zorganizowaliśmy tu, w sali kinowej, ogłoszenie nominacji Teatralnych Nagród Muzycznych – pierwszy raz na żywo i pierwszy raz u siebie. A od stycznia 2020 r. prezentujemy spektakle muzyczne na własnej profesjonalnej scenie teatralnej. Dzięki życzliwości i hojności Sejmiku Województwa Mazowieckiego, dostaliśmy wtedy pod opiekę miejsce, w którym nadal na co dzień tworzymy wspaniały teatr połączony z kinem.

Co zmieniło się w teatrze z własną sceną?

Po pierwsze – jesteśmy „u siebie”. To podobna różnica jak między życiem w hotelu, a we własnym domu.

Po drugie – możemy z dużym wyprzedzeniem planować repertuar.

Trzecie to logistyka spektakli – już nie musimy do każdego wydarzenia pakować się ze wszystkim i potem rozpakowywać.

Po czwarte – korzystamy z własnego sprzętu technicznego i rozbudowujemy go wg. własnych potrzeb. Teraz dysponujemy bardzo dobrym oświetleniem, multimedialnymi ekranami LED i systemem audio, zaprojektowanymi specjalnie dla naszej sceny.

Przez te pięć lat, będąc „na swoim”, na naszej scenie powstało dwanaście własnych produkcji – to wartościowe i lubiane spektakle m.in.: „Awantura w mollDurze”, „Jak się kochamy w domu?”, „Koń by też pisał wiersze, gdyby dać mu sto złotych…”, „Thrill me. Historia Leopolda i Loeba”, „Błękitny zamek”, „Żółta Dama – legenda muzyczna”, „Dla Ciebie śpiewałem”, „Mała Syrenka”, „Kraina uśmiechu”, „Żywioły Mazowsza” i „Dzikie Łabędzie”. W tym roku odbędą się premiery dwóch operetek, obu skomponowanych przez Emmericha Kalmana: w maju „Księżniczki czardasza”, pierwszy raz na własnej scenie Mazowieckiego Teatru Muzycznego, a jesienią „Księżnej Chicago” – nie granej w Polsce od blisko 100 lat.

Teraz już niczego do szczęścia nie brakuje?

Trzeba doceniać rzeczy małe i nie tracić marzeń o większych. Scena, którą dostaliśmy to sala po kinowa, więc nie ma tam wielu rozwiązań naturalnie oczekiwanych w teatrze – kulis, przejścia do garderoby, zaplecza wokół sceny, w której można by ukryć scenografię, zatem… jest jeszcze wiele marzeń ku większemu szczęściu. O obrotowych scenach, zapadniach i… wielu innych rzeczach nawet nie marzę.

Bez sceny źle, ale i ze sceną niedobrze…

Skądże! Przeszkody, są dla nas inspiracją. Problemy z brakiem przestrzeni choćby na scenografię rozwiązaliśmy montując ekrany multimedialne. Teraz oprawa spektakli jest dynamiczna i stwarza wiele możliwości dla kreatywności w nowych dziedzinach – np. sztuki nowych mediów.

Brak orkiestrionu, o którym jeszcze nie wspomniałam, zdawał się być przeszkodą do grania klasycznych operetek, ale zmusił nas do innego spojrzenia. Wybitni dyrygenci, kompozytorzy, podejmują się doskonałych aranży klasycznych utworów na mniejszy skład muzyków, a tych udaje się nam umieścić miedzy sceną a widzami. To, ich zdaniem unikalne rozwiązanie, okazało się nawet zaletą. Wiele osób mówi: „to fantastycznie, że możemy widzieć muzyków podczas gry i to tak blisko”.

Nie narzekamy więc. Ograniczenia z jakimi się mierzymy, stają się, dla mnie i zespołu, wyzwaniem i inspiracją do szukania rozwiązań. Salę, która nie jest z gumy, ciągle udaje się magicznie poszerzać: a to znika jeden rząd krzeseł, a to scena powiększa się i rozbudowuje na boki, pojawiają się dodatkowe schody, a jak włączymy ekrany ledowe i twórcy scenografii multimedialnej rozwiną swoją wyobraźnię i kreatywność, to znikają ograniczenia, a scena sięga aż po horyzont świata. Mam wrażenie, ze z każdym nowym przedstawieniem przesuwamy granice.

Czy stała scena nie sprzyja zasiedzeniu w Warszawie?

Ależ skąd! Jest jak bezpieczna przystań. Umożliwia maksymalne wykorzystanie rozwiązań technologicznych, które tu mamy, ale też pozwala na tworzenie teatru, który – jak dawniej – możemy spakować do walizek i skrzyń, załadować na ciężarówki i pojechać tam gdzie nas na co dzień nie ma. Nie zapomnieliśmy o naszej wdzięcznej, wiernej publiczności na Mazowszu. W latach 2018/2019 odwiedziliśmy ponad 50 miejscowości z naszym inscenizowanym koncertem „Mazowsze w sercu Niepodległej” / „Mazowsze w sercu Wolnej Niepodległej” . Ten projekt ewoluował, odbiorcy wraz z Mazowieckim Teatrem Muzycznym świętowali 100.lecie odzyskania przez Polskę Niepodległości, 20.lecia Samorządu Województwa Mazowieckiego i 30. rocznicę pierwszych prawdziwie wolnych wyborów.

W ramach Jubileuszu 25.lecia Samorządu Województwa Mazowieckiego, w latach 2023/24 zaprezentowaliśmy się na Mazowszu ponad 80 razy. Tym razem tematem przewodnim był nasz patron Jan Kiepura. Publiczność poznała jego repertuar w kilku koncertowych odsłonach m.in. dzięki udziałowi wybitnie utalentowanych laureatów Teatralnych Nagród Muzycznych.

Wspólnie też kolędowaliśmy w mazowieckich kościołach oraz odkrywaliśmy przed publiką pięć mazowieckich żywiołów (projekt „Żywioły Mazowsza”). Bo na Mazowszu, równie ważni jak ziemia, ogień, powietrze i woda, są żywiołowi mieszkańcy.

W tym roku osiągnęliśmy nowy wymiar komunikacji – nasz Koncert Noworoczny 1 stycznia, transmitowało na żywo szesnaście stacji regionalnych TVP 3, co w kolejne dwa weekendy, w związku z ogromnym zainteresowaniem, powtórzono także we wszystkich TVP3 i w prime timie, na ogólnopolskiej antenie TVP 2. Zasięg skumulowany z tego wydarzenia, czyli łączny zasięg emisji to 2,7 milionów widzów. Czy to nie jest powód do dumy? …do radości? …do satysfakcji? I … do sięgania po kolejne marzenia?

Od dziewięciu lat to Pani kieruje Mazowieckim Teatrem Muzycznym. Czy w tym okresie osiągnęła Pani sukces?

Moim sukcesem jest możliwość spełniania marzeń. Zespołu, publiczności, artystów. A naszym wspólnym marzeniem było posiadanie własnej sceny i to ziściło się. Za tym poszły dalsze osiągnięcia:

  • współpraca z renomowanymi artystami;
  • spektakle dla dzieci;
  • uznanie i nagrody dla naszych produkcji;
  • obecność na festiwalach.

Do osiągnięć zaliczyłabym też utrzymanie i stały rozwój publiczności, zbudowanie profesjonalnego i oddanego teatrowi zespołu pracowników, z którym warto marzyć i wspólnie osiągać cele, które w pojedynkę byłby nierealne, wreszcie… wsparcie i zaufanie ze strony Organizatora tj. Sejmiku Województwa Mazowieckiego.

Dziewięć lat minęło, jakie ma Pani plany na następną „dziewiątkę”?

Wspomniałam wcześniej o operetkach dwóch premierach w tym roku. „Księżniczka czardasza”, którą po kilku spektaklach w Palladium żal było porzucić w czeluściach teatralnego magazynu, została fenomenalnie zaadaptowana w tym roku. Właściwie to nowa inspirująca realizacja z wykorzystaniem części dawnej scenografii i zachwycających kostiumów, co w połączeniu z nowymi multimedialnymi możliwościami naszej sceny, sprawiło, że reżyser odkrywa przed nami wciąż nowe oblicza tego spektaklu.

Z wielkim napięciem, ale i uśmiechem na twarzy czekam na jesienną premierę. Czy polskiej publiczności, rozmiłowanej w tańcu, przypadnie do gustu nieznana „Księżniczka Chicago”? Obie operetki reżyserował Michał Znaniecki, spodziewać się można zatem prawdziwej uczty artystycznej.

W tym roku uda nam się magicznie zaczarować nasza salę kinową w salę kinowo – teatralną. Doposażymy ją w dodatkowe oświetlenie i nagłośnienie teatralne, by film i teatr mogły współistnieć i przenikać się. Chciałabym też, by wraz z rozwojem teatru, dynamiki nabrało także nasze Kino Praha, które w tym miejscu, z małymi przerwami, funkcjonuje od 70 lat. Nie chcemy walczyć o widza z multipleksami, ale możemy zaoferować coś innego. Wierzę, że chociaż częściowo uda się związać repertuar Kina Praha z teatrem muzycznym i salę projekcyjną wypełniać będą tak kinomani jak i melomani.

Niezmiennie nie rezygnuję z innego małego marzenia – przestrzeni kulturotwórczej, pachnącej kawą i dobrymi ciastkami, wypełnionej dźwiękami muzyki i gwarem rozmów o sztuce. Taka jest nasza kiełkująca „Kiepura Cafe”. Marzę, by była tym miejscem, gdzie chcemy usiąść na chwilę po spacerze przez kładkę na Wiśle. Chciałabym, aby można było tu przyjść o wielu porach dnia i wieczorem, by niepowtarzalnej atmosferze, trochę z dala od gwaru ulicy, popatrzeć z wysokości pierwszego piętra, przez wielkie okna, na piękną praską panoramę, napić się aromatycznej kawy lub relaksującej herbaty i …. porozmawiać, może pomilczeć, może pomarzyć i posłuchać dobrej muzyki, choćby dźwięków naszego XIX-wiecznego fortepianu.

A kolejne marzenie?

Tu, przy Jagiellońskiej, to kameralna przestrzeń z niepowtarzalną atmosferą do której chce się wracać. A poza nią? Nowa w pełni profesjonalna wielka scena teatralna, na miarę potencjału tej instytucji i talentu artystów z nią związanych. Do tego większa widownia z równie wygodnymi jak tu fotelami, już nie dla 200 osób - może dla… tysiąca miłośników operetki i teatru muzycznego. Czemu nie? Jak pisał Jonasz Kofta, by się zdarzyło… trzeba marzyć.


Kasa

Mazowiecki Teatr Muzyczny im. Jana Kiepury

tel: +48 795 127 921

email: kasa@mteatr.pl

Udostępnij